Prywatnie, cichcem, do szuflady. Dla koneserów, na cudzą ścianę, pro publico bono. Bo ręka puszczona samopas się narowi. Bo nulla dies sine linea.

2016-09-16

Dalsze losy warszawskiej syrenki

Syrenka warszawska jako pasza dla ryb, smutek.
























Podczas modernizacji warszawskiej oczyszczalni ścieków, która w czasie tejże modernizacji była zamknięta (dla ścieków), ścieki bezpośrednio wypuszczano do Wisły. Co zaowocowało zdechnięciem części asortymentu rybnego. Oraz zmutowaniem ryb pozostałych. Które to ryby na skutek psychosomatycznych zaburzeń osobowości i ogólnej hydrokonfuzji nie poznały swojej pani i ją zeżarły.
Bywa.

2016-09-13

Astro Panna (z pokrętłami)

W tym miesiącu zodiakiem jest Panna.



































Nie mam czasu sprawdzać na profesjonalnych stronach wróżki Maciejki co tam pannę czeka (lub czekało, ale się zaczopowało). Ale przecie napisanie horoskopca nie może być trudne.
No to jedziemy.

Horoskop dla Panny (24.08 - 22.09)
(uniwersalny i ponadczasowy):
Schudniesz, gdy mnie żreć będziesz. Męża w internecie znajdziesz. Wnet przybędzie do ciebie pięciu jagiełłów gdy dziecko urodzisz. Znajdziesz wkrótce kogoś kto nadaje na tych samych falach. Jeśliś mężczyzną a panną to snać gender.

A teraz mini-tutorial jak narysować tę obłą pannicę. Zasadniczo chodzi o to by zacząć od kulki a potem utoczyć ich więcej.

















(...)

2016-09-05

Zwierzęta blogowe w natarciu

Dzisiaj się popieścimy. Blogersko. Właściwie to mieliśmy się pomiziać 31 sierpnia, no ale nieprzewidziane okoliczności przyrody mi ten czuły akt opóźniły.
W świeckiej tradycji zachodniego blogerstwa (blebleblecośtam) ostatni dzień sierpnia jest dniem linkowania do nowych blogów, które się nam spodobały, co w konsekwencji ma rozszerzyć zakres oddziaływania wzajemnych kółek adoracji, gdzie miziamy się od lat.
A ponieważ serwuję według klucza animalnego, to można powiedzieć, że się od lat iskamy.
Tutaj [klik] jest to lepiej wyjaśnione, przez blogera o nicku Szczur z Loch Ness.





















Kaczka jest bardzo sympatyczną matką dziatek zwanych Dynią i Biskwitem, które wychowuje na germańskiej ziemi, karmiąc tonami żelków Haribo oraz wurstami. Każde urodzinowe party, wyprawa do przedszkola czy po zakupy to marsz na Staliningrad albo kampania napoleońska, zacnie i ze swadą opisana. W chwilach apogeum stresu parentingowego Kaczka raczy się winem.
Cieszę się, że mogę tylko o tym czytać, racząc się kawką z papierosem, a nie muszę tego sama przechodzić.














Ten i następny blog tworzy para fotografów, które to łażą po bagnach, moczarach i lasach Biebrzy, i pstrykają tam spustem migawki. Oglądać możemy u nich na blogach łosie, jelonki, dziki, lisy, żurawie, czaple i inny, szeroki wachlarz gatunków rodzimych. Kto nie używa telewizora i nie ogląda programów National Dżografik, kołysany kojącym głosem Czubówny, to sobie może pooglądać świeżą dostawę blogowych fotek przyrodniczych.
(Co prawda uważam, że nazwa w rodzaju Strzelanie do przyrody Woja Gota przyczyniła by się do zwiększenia zasięgu zainteresowania przyrodą wśród młodzieży)

Mam zamiar popracować z tym blogiem i nauczyć się rysowania dzikich zwierząt, których jeszcze nie miałam okazji ugryźć (a konkretnie to ani ugryźć ani narysować). Jelonki już były [klik]. Teraz czas na dziki. Na razie trzy pierwsze dziki, które narysowałam w życiu, wyglądają nieszczególnie:



Żeńska część duetu. Interesujące wydaje mi się też tropienie tych samych scenek i motywów, widzianych różnymi oczami i utrwalonych dwoma niezależnymi spustami.
Pewnego razu gŁoś zaliczył w terenie madafakę i się połamał. Co najważniejsze w tej przygodzie: zamortyzowany foto sprzęt nie uległ destrukcji, zgodnie z ekonomiczną prawdą anatomiczną, że kości się zrosną.


















Przy okazji wspomnę jeszcze o blogu Warmia piękna jak sen, gdzie autorka publikuje foto-komiksy z życia zwierząt, np. spacer z pleszką (to taki mały ptak), która sobie lezie po drodze, ta pleszka i wbrew pozorom (oraz takiej np. ramówce Polsatu) jest to frapujące.

Chwilowo brak scenek z życia małych, uroczych ptaszków. Było za to zacne, warte dwóch stów trio sów [klik] oraz potworny, eksperymentalny ptak-origami do noszenia ziarek [klik].

Nie zaglądam za często, ale podoba mi się i nick i przewodnie motto bloga: "Zeszłam na psy i mam szafę pełną swetrów". To w końcu motto wielu Polaków (sorry, taki mamy klimat i gospodarkę).
Poniżej Pies w swetrze i getrze oraz Kość w biodrze (choć nie per se ;)


















Z tą panią znamy się od lat, w trakcie których zdążyła już założyć firmę copywriterską i wydać książkę napisaną razem z Kaczką i sławnym nieboszczykiem Tyrmandem o pułkowniku Stukułce
Nadal pozostajemy w konflikcie w kwestii czy stworzeniom wielonożnym wystarczą trzy pary odnóży, zamiast czterech (par) [klik] .
Skorpiony były już tutaj [klik].

















Diabeł w buraczkach
Nie chodzi bynajmniej o diabła tasmańskiego, tylko niemieckiego. Ta pani sama się na blogu obrysowuje, tworząc do tego rozliczne i wzbrylone dygresjami pisemne fantasmagorie, więc nie ma co jej wchodzić w paradę.
U mnie tylko rysunek jak Diabeł wygląda rano przed zrobieniem makijażu ;)















Teraz jeszcze dwa blogi nieodzwierzęce (rysunki na serwetkach nie mogą kłamać):

Deszczowy Dom
Bardzo kreatywna rękodzielniczo oraz słowotwórczo matka pięciorgu dzieciom, która pisze o sobie w trzeciej osobie (nie wiem co na to terapeuta ;). W czasie gdy ja po godzinnym temperowaniu ołówka zaprawionym rozważaniem, czy zrobić sobie kawę czy herbatę, dochodzę do konsensusu, że bawarkę, ona jest w stanie zrobić wykrój i uszyć materiałową gitarę w skali 1 do 1 (nie pytajcie), wydziergać komplet serwetek, odebrać dzieci ze szkoły i napisać o tym posta.


















Ciekawe miejsce, gdzie blogują stare dziady. Nie to, żebym zamiarowała być niegrzeczna - one tak same o sobie mówią, mają to nawet (że dziady) w bijo-notkach. Poza tym to nasza pop-kultura wprowadziła kult młodości i tę hierarchię ewakuacyjną, w której najsampierw ratuje się małoletnich a dziadów na końcu, podczas gdy przez całe stulecia było na odwrót, zgodnie z logiką zdrowego rozsądku: dziad był dla społeczności cenny, bo mądry, a dzieciów zawsze od nowa można było sobie naprodukować. No ale. Jest jak jest. Mamy tera mądry internet, a dla dziadów starszych bogatą ofertę eutanazyjną ;). Jeszcze nie kumam o co w tym Kneziowisku chodzi, wiem jednak, że towarzystwo ma zjazdy na których serwują jedzenie, co uważam za ostateczny sens blogerstwa jako takiego.



Na razie tyle.

Ostatnio pewien kolega pokazywał mi na swojej przenośnej landarze instagramy znajomego. Pokiwaliśmy znacząco głowami, że, he he, takie głupotki, o la la, no kto by pomyślał, że jest w człowieku taka dziwaczna potrzeba ekspresji. Nawet się nie zająknęłam, że ja też robię w głupotkach. Że robienie głupotek mi się podoba. Powieka mi nie drgnęła, gdyśmy ostrzyli widły i podpalali pochodnie, by się między tymi kafelkami instagrama przelecieć.

Na szczęście, jak widzę, innym to jeszcze daleko bardziej peron odjechał. 
(Perony)
Zatem nie ma sensu się przejmować ani tłumaczyć. 
Od tego są internety.
Hoby to hoby!
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...