W mysiej norze nie najgorzej. Zwłaszcza gdy nie ma kota. Atmosfera rodzinnej wspólnoty, mimo znacznego przemyszenia na centymetr kwadratowy.
Wyposażenie wnętrza świadczące, że mamy do czynienia co najmniej z mysią klasą średnią: część jadalna wyraźnie oddzielona od fizjologicznej (gdy brzuch boli, wal do nakrętki po Coli ;), gazetownik, szwedzki stoliczek, plastrowycieraczka, obecność rodowej biżuterii, inwestycje upiększające: nowe panele z domina i klocków.
No i dobre nawyki: zabiegi higieniczne stóp przed nanizaniem kapci ze skuwek, podcieranie listkiem, spanie w tubie po paście do zębów.
Żadna tam mysia hołota.